Myślę, że Cię kocham. Czuję, że to ma sens

(P)

Kocham, nie kocham? Kocham. Kocham, nie kocham? Nie lubię, ale się przyda. Kocham, nie kocham? Bardzo kocham! Kocham, nie kocham? Umiarkowanie, ale była ciężko dostępna, szkoda. Kocham, nie kocham? Czuję ją pozytywnie, ale nie wiem, nie czytałam. Kocham, nie kocham? Z całą pewnością nie, ale nie wiem, jak potoczy się moje życie, powinnam mieć dostęp do zawartej w niej wiedzy.

To było około 5 lat temu. Na jednym ze spotkań ze znajomą, która pomagała mi pracować z moją energetyką (pisałam o niej w jednym z wcześniejszych wpisów), otrzymałam zadanie pozostawienia w swoim bliskim otoczeniu tylko tego, co kocham.

Realizację zadania rozpoczęłam od książek, do których przywiązanie mam nie do końca przerobione do dnia dzisiejszego. Wówczas miałam już ich pokaźną kolekcję, natomiast w większości zawierały one wiedzę dotyczącą mojej poprzedniej pracy i różnych studiów. Książka po książce, zadawałam sobie pytanie: „Kocham, nie kocham?” W większości przypadków przy odpowiedzi najpierw włączał się mój rozum – „Lubię, bo może się przydać!”. Jednak w ramach realizacji zadania, pomimo oporu rozumu, odkładałam nie ukochane przeze mnie książki na stosik „nie kocham”.

Następnie przyszedł czas na ubrania, elementy wystroju wnętrza. Proces przełączania się pomiędzy odczuciami wobec danych przedmiotów a myślami o nich był dla mnie wyjątkowo trudny. Okazało się jednak, że większość rzeczy, które mnie otaczały, była lub mogła stać się w przyszłości przydatna, jednak z całą pewnością nie były to przedmioty „ukochane”.

Zaczęłam uczyć się wówczas „czuć” mój stosunek do przedmiotów i rozróżniać głos serca od głosu rozumu, stan „bycia w sercu” od stanu „bycia w rozumie”. Przełączanie pomiędzy stanami nie odbywało się w sposób naturalny – aby wyjść spod władzy rozumu, potrzebowałam świadomego zatrzymania, wzięcia kilku głębokich oddechów i skupienia się na ciele („zakotwiczenia się w tu i teraz”), a następnie na moich psychicznych odczuciach. Bardzo szybko jednak wypadałam z tego stanu, lądując znów „w głowie” i w świecie myśli.

Wstęp do procesu świadomego poznawania siebie rozpoczęłam jakieś 2 lata wcześniej, gdy zadano mi pytanie: „Czy wiesz, co lubisz, a czego nie lubisz?” Początkowo uznałam je za banalne. Chwilę pomyślałam i stwierdziłam, że właściwie to się nad tym nie zastanawiałam, przyjmuję życie takie, jakie jest, staram się cieszyć z tego, co przychodzi dobre i wyciągać lekcje z tego, co trudne. „No tak, ale jak jest z Twoimi odczuciami? Czy jesteś świadoma tego, co tak naprawdę lubisz?” Nie miałam pojęcia (a może nie chciałam się przyznać do tego, że tak wiele jest w moim życiu tego, czego nie lubię). Zaczęłam codziennie wieczorem spisywać w notatniku rzeczy, sytuacje, które podobały mi się danego dnia oraz te, które mi się nie podobały. Początkowo były to bardzo krótkie listy. Stopniowo rozrastały się, a wraz z nimi pokazywał się coraz szerszy obraz tego, jaka jestem naprawdę (na potrzebę ówczesnego stanu mojej świadomości). Nie tego, jaka powinnam być i co powinnam lubić, ale co skrywam w środku, poza programami, zewnętrznymi oczekiwaniami i ocenami. Dzięki temu, że wówczas zaczęłam otwierać się na siebie, moje serce „uznało”, że czas zacząć głośniej krzyczeć, że czas na zmiany. W ciągu kilku następnych miesięcy stało już na tyle głośne, że uzyskało głos decydujący, a ja zmieniłam pracę i styl życia.

Nie oznacza to, że wcześniej zupełnie byłam odcięta od głosu serca, jednak uwzględniałam go w swoich decyzjach bardzo późno – w momentach, gdy byłam już tak oddalona od siebie (czyli słuchałam rozumu i działałam według wyuczonych schematów i programów, nie słuchając wewnętrznych odczuć, potrzeb emocjonalnych, potrzeb ciała), że serce zaczynało krzyczeć, ciało chorować, a jednocześnie zewnętrzna rzeczywistość różnymi silnymi znakami pokazywała, że czas na zmiany.

Proces stopniowego poznawania siebie wymagał dużo otwartości, uważności i pracy nad sobą. Pociągał też za sobą kolejne zmiany w moim życiu, będące punktem wyjścia dla jeszcze głębszego poznawania siebie oraz uczenia się miłości do siebie i do innych.

A Ty jesteś świadomy, co tak naprawdę lubisz (w swoim otoczeniu, życiu, w sobie), a czego nie? Czy otaczasz się rzeczami, które ukochałeś?

W czasach rozwoju ego, rywalizacji, rozwijającej się nauki i kultu rozumu, ciężko jest nieraz rozróżnić, czy słyszymy głos serca, czy rozumu. A nawet jeśli nauczymy się je rozróżniać, ciężko wybrać, którego z tych głosów posłuchać. Są to przeważnie dwa różne głosy i różne wybierane przez nie ścieżki.

Rozróżniasz u siebie głos serca od głosu rozumu? Jeśli tak, to którego z nich słuchasz częściej?

Pamiętam różne ważne decyzje w moim życiu, które wpływały na jego dalszy kierunek (zarówno w relacjach z innymi, jak i w sprawach zawodowych czy dotyczące rozwoju osobistego).

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-7167129/

Decyzje oparte na głosie serca wywoływały zawsze większe przewroty. Powodowały mnóstwo problemów i niepewności. Doprowadzały mnie do kolejnych lekcji. Były podejmowane przeze mnie wbrew opinii większości ludzi wokół mnie. Ale nigdy ich nie żałowałam. One mnie najbardziej ukształtowały i dawały coraz większą odwagę bycia sobą. One nadawały nowe znaczenie mojemu życiu, ubarwiały je, sprawiały, że wychodziłam poza kierujące mną programy społeczne oraz ponad moje własne ograniczenia. Zawsze rozpoznawałam, że są dobre po tym, że po ich podjęciu czułam wewnątrz delikatny spokój i radość, nawet jeśli na zewnątrz szalała burza. Żadnej z tych decyzji bym nie cofnęła.

Ale…

Niektóre decyzje, które nadawały kierunek mojemu życiu (zarówno prywatnemu, jak i zawodowemu), podjęte były przeze mnie po posłuchaniu głosu rozumu, wbrew krzyczącemu głosowi serca. Co one mi dały?

Ustrzegły mnie przed różnego rodzaju problemami (choć może te lekcje też byłyby wartościowe?). Dzięki nim nabyłam umiejętności, wiedzę i doświadczenie, które teraz przydają mi się w zupełnie innych sytuacjach. Pomogły w budowaniu mojej wytrwałości i siły umysłu. Dawały większą stabilizację zewnętrzną i wewnętrzną w sytuacjach, gdy w innych dziedzinach życia doświadczałam wielu trudności. Pomogły mi w poznaniu świata z perspektywy rozumu – innego aspektu jednej i tej samej rzeczywistości.  Dzięki nim poznałam wartościowych ludzi, a niektóre przyjaźnie trwają do dziś.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-3006650/

W jednych momentach życia serce dawało rozumowi więcej życia, żaru i pola do popisu, natomiast w okresach, gdy serce płakało, rozum pomagał w troszczeniu się o mój byt i radzeniu sobie w świecie materialnym.

Czyżby okazało się, że oba rodzaje decyzji (opartych o głos serca lub rozumu) w moim życiu były ważne i że wszystko, co się w nim wydarzyło, było doskonałe, jak cała rzeczywistość? 😉

Zatrzymaj się na chwilę i spróbuj przypomnieć sobie swoje decyzje z przeszłości, oparte o głos serca. Co Ci dały? Jak wpłynęły na Twoje życie? Czego się dzięki nim nauczyłeś?

Jakie decyzje podjąłeś po posłuchaniu głosu rozsądku? Jak wpłynęły na Twoje życie? Jakie korzyści wniosły?

W rozróżnieniu obydwu głosów pomocna może być obserwacja swoich myśli i wypowiedzi. Często podświadomość pomaga nam w odkryciu, skąd pochodzi dany głos, np. zdania rozpoczynające się od: „Uważam, że…”, „Wydaje mi się, że…”, „Myślę, że..” mogą sugerować, że to głos rozumu (nawet w zdaniu: „Myślę, że Cię kocham” ;). Zdania rozpoczynające się od „Czuję, że…”, „Mam wewnętrzne przeczucie, że…”, „Kocham…”, to najprawdopodobniej głosy serca (nawet w zdaniu: „Czuję, że to ma sens”). Osobiście, lubię obserwować te początki zdań u siebie i innych, sugerujące źródło pochodzenia głosu :). Co ciekawe, zauważyłam też, że o ile z głosem rozsądku ludzie próbują dyskutować, o tyle głosu serca nikt nie podważa. Coś się czuje albo nie. I to nie podlega żadnej dyskusji ;).

Ale..

Jak odróżnić, że nasz głos serca to nasza głęboka intuicja (głos naszej duszy, znającej nasz plan na dane wcielenie i wiedzącej, co dla nas jest najlepsze), czy może to nasze emocje, przywiązania, programy czy ego, które potrafi świetnie posługiwać się całym wachlarzem naszych reakcji i myśli?

Głos intuicji, posiadający swoje źródło w tym, co ponad materią, co bardziej subtelne i będące bliżej naszej prawdziwej natury i naszego źródła, jest słyszalny głównie wtedy, gdy ucichną bodźce, motywacje, reakcje tego, co bardziej fizyczne i związane mocniej z naszym ciałem i psychiką. Dlatego właśnie najlepiej czujemy go („słyszymy”) w momentach zatrzymania, ciszy, relaksu, medytacji. Podczas snu nasza świadomości podróżuje po wyższych wymiarach naszej egzystencji, dlatego rano też możemy go usłyszeć, zanim rozum i emocje wkroczą do gry. Dlatego nieraz warto „przespać się” z daną decyzją – budzimy się ze świeżym wglądem, wróciwszy ze „spotkania” z naszą duszą.

Wraz z wewnętrzną pracą, zauważyłam u siebie zmianę w postrzeganiu dwóch omawianych przeze mnie głosów. Gdy zaczęłam głębiej poznawać siebie i rozróżniać głos serca (wówczas jeszcze pomieszany z emocjami, przywiązaniami, grami ego itp.) i głos rozumu jako dwa różne źródła, przeskok pomiędzy nimi musiał odbywać się bardzo świadomie –jakbym „zmieniała ubrania”: „Teraz myślę to… A teraz czuję to…”. Głównie byłam w ubraniu rozumu, a czasem przebierałam się w strój serca. Jednak wraz z pozbywaniem się kolejnych ograniczeń, nabywaniem dystansu do przeżywanych emocji, zmniejszaniem liczby programów kierujących moimi zachowaniami oraz coraz częstszym podejmowaniem decyzji w zgodzie ze sobą (czyli otwarciem się bardziej na swoje serce, intuicję i miłość), głosy te coraz bardziej jakby „stapiały się ze sobą”, a obecnie czuję, jakby obydwa istniały we mnie w tym samym czasie, rozróżnialne, a jednak zintegrowane. Można porównać je do herbaty z cukrem, w której czujemy smak zarówno herbaty, jak i cukru, choć jest to jednolity płyn. Odczuwam to tak, jakby wraz z rozwojem duchowym coraz więcej rzeczy, elementów egzystencji (w tym przypadku głosu serca i rozumu, choć dotyczy to także innych aspektów rzeczywistości) stapiało się w całość, pozostając jednocześnie wciąż rozróżnialnymi. Jakbyśmy dodawali do naszej herbaty kolejne składniki, wyczuwając obecność i smak każdego z nich, a jednocześnie ciesząc się smakiem jednolitego napoju, o jednorodnej konsystencji.

Czasem czuję więcej cukru, czasem więcej herbaty, ale wiem, że napój ten jest tak pyszny dzięki obecności każdego z nich.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-2424681/

Nauka rozróżniania głosu serca od głosu rozsądku, a także głosu intuicji (rozumianego jako głos duszy) od emocji, przywiązań, programów itp., może zająć trochę czasu. Wymaga sporo uważności i otwarcia się na siebie. Jednak dzięki tej nauce jesteśmy w stanie coraz bardziej świadomie decydować, którego głosu i czyich motywacji słuchamy w danej chwili. Aż pojawi się kolejne pytanie – Kto właściwie jest tym, który jest w stanie wydawać, badać i rozpoznawać te poszczególne głosy oraz kto podejmuje decyzje, którego z nich słuchać? 🙂


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-4378018/