Gdy stracisz z oczu brzeg – cz.2

(P)

Pod pewnymi względami moja ścieżka rozwoju duchowego (która może być zupełnie inna od Twojej) w ciągu ostatnich 4 lat była różna od moich wcześniejszych wyobrażeń i przekonań na temat rozwoju duchowego.

Nie miałam pojęcia, że tyle „rzeczy” w nas jest zmiennych – gdy przestajemy utożsamiać się z ego, przepracowujemy kolejne programy, rany, podejście do trudnych emocji, przywiązania, stajemy się wewnątrz zupełnie innymi ludźmi. Jesteśmy jakby „lżejsi”, bardziej elastyczni, nie potrzebujemy definiować się za pomocą różnych etykiet czy cech. Jesteśmy indywidualnym życiem, ubranym w ciało i właściwości umysłu, psychikę, temperament, intelekt, rozum itp. Reagujemy bardziej elastycznie na rzeczywistość.  Odczuwamy coraz więcej radości i miłości. Nie musimy już zasługiwać na miłość i znajdować potwierdzenia bycia wartościowym dla innych – wiemy, że my po prostu jesteśmy miłością.

Jedna z najczęściej pojawiających się w moim rozwoju lekcji dotyczy uelastyczniania mojego umysłu, który uwielbia „ubierać” rzeczywistość w różne teorie i tworzyć sobie różne koncepcje, zakładać, jak będzie przebiegać dana sytuacja, snuć plany i potem je realizować. Boska rzeczywistość cały czas daje mi możliwość pracy nad tym przywiązaniem, dostarczając doświadczeń, których się wcześniej nie spodziewałam i niwecząc różne plany. Nic nie jest pewne na tym ludzkim poziomie, choć jednocześnie wszystko jest doskonale zaplanowane na najwyższym poziomie. Otwarcie się na zmienność rzeczywistości i pozbycie sztywności poglądów stwarza przestrzeń na magię w naszym życiu i osiąganie coraz wyższych poziomów zrozumienia otaczającego nas świata.

Źródło zdjęcia: Volodymyr Hryshchenko on Unsplash

Kolejnym interesującym dla mnie odkryciem jest fakt, że rozwój duchowy może przebiegać bez stosowania jakichkolwiek ustrukturyzowanych metod, filozofii czy systemów medytacji. Kilka razy medytowaliśmy z Jackiem przy prowadzonych medytacjach, sięgałam też w tym czasie po książki opisujące różne filozofie, jednak miały one na celu uzupełnić moją świadomość o wybrane aspekty rzeczywistości i stanowić inspirację do dalszych przemyśleń. Istnieją różne skuteczne i uporządkowane metody rozwoju duchowego, które z całą pewnością mogą przyspieszyć ten proces i sprawić, że będzie łagodniejszy, jednak moim zadaniem od ostatnich 4 lat było (i wciąż ma miejsce) przejście doświadczeń „na surowo”, bez wspomagania konkretnymi metodami oraz szukania w nich ulgi i schronienia. Kluczowe jest wchodzenie w kolejne doświadczenia kreowane przez Wyższą Świadomość, stała uważność na własne reakcje i poszukiwanie ich przyczyn, a także stałe otwieranie się na to, co do nas przychodzi w ramach codziennego życia (pracy, odpoczynku, aktywności, snu itp.) i słuchanie własnej intuicji. Na mojej ścieżce bardzo ważny był bezpośredni stały kontakt z nauczycielem, który swoimi wskazówkami co do mojego postępowania znacznie przyspieszał wiele lekcji, dostarczając także niezbędnej wiedzy i wyjaśnień. Jego ingerencja w moje życie (początkowo bardzo silna) stopniowo malała, by w końcu ograniczyć się do wydawania opinii wtedy, gdy tego potrzebuję i gdy o to proszę. Jednak jego wskazówki nigdy nie nawiązywały się do żadnej wybranej metody czy filozofii, a wręcz przeciwnie – uczył mnie nie przywiązywania się do żadnej z nich i do bieżącego reagowania na wszystko, co mi się wydarza.

Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że można mieć nagromadzonych w swojej podświadomości i świadomości tyle rzeczy do oczyszczenia bądź przepracowania, a które nas ograniczają i utrudniają poznanie naszej prawdziwej natury. Miałam wiele momentów, gdy czułam się wyjątkowo przytłoczona i zmęczona kolejnymi lekcjami, uważałam tę ścieżkę za okrutną, niesprawiedliwą, zbyt trudną. Potem następowała jednak integracja doświadczeń, chwila regeneracji i … kolejne lekcje. Stopniowo momenty bez oczyszczania stawały się coraz częstsze – moja podświadomość została  „odgruzowana” z największych ciężarów, część programów została przepracowana, dzięki czemu ich ilość przestała mnie przytłaczać. Jednak wciąż wiele z nich we mnie pracuje i uruchamia się w różnych sytuacjach, ograniczając radość z życia i swobodny przepływ miłości.

Okazało się również, że można rozwijać się duchowo bez udziału w spotkaniach różnego rodzaju grup czy ludzi o podobnym podejściu do życia i rozwoju (choć na pewno byłoby to bardzo wpierające i wartościowe na ścieżce). W okresie ostatnich 4 lat częste zwroty akcji i intensywna praca wewnętrzna spowodowały u mnie praktycznie brak spotkań tego rodzaju, co nieraz powodowało u mnie poczucie osamotnienia. Pomogło mi to jednak w większym skupieniu na tym, co czuję i w odnajdowaniu wewnętrznej motywacji i siły koniecznych do dalszego rozwoju, bez poszukiwania wsparcia u innych osób.

Błędne okazało się moje przekonanie co do konieczności ograniczenia życia materialnego w ramach rosnącego poziomu rozwoju duchowego. Jeszcze kilka lat temu chciałam odrzucić wszystko, co materialne, traktując je jako „mniej duchowe” i gorsze. Przez ostatnie lata jestem jednak uczona zupełnie innego podejścia – to, co materialne, może nas wspierać w naszym rozwoju na różne sposoby, a ukryte głęboko, niespełnione i nieprzetransformowane pragnienia będą i tak działać w naszej podświadomości. Ważna jest tu więc kwestia pracy nad swoimi przywiązaniami tak, aby cieszenie się z różnorodności świata materialnego odbywało się bez lgnięcia bądź odrzucania, ze stałą świadomością, że naszym celem ostatecznym jest porzucenie tego wszystkiego i zjednoczenie się z naszym źródłem, co da nam radość i przyjemność nieporównywalnie większą od tych odczuwanych w świecie fizycznym. Ponadto, nie sztuką jest odczuwać miłość do siebie i innych oraz brak przywiązania, siedząc samemu w swoim bezpiecznym miejscu. Sztuką jest utrzymanie tego stanu w zetknięciu z różnymi ludźmi czy sytuacjami, w momentach naprzemiennych stanów zyskiwania i tracenia przedmiotów przywiązania.

Zmieniło się także moje podejście do emocji – wcześniej myślałam, że w wyniku rozwoju duchowego stanę się oazą spokoju, niepodatną na sytuacje zewnętrzne. Na chwilę obecną nic jednak nie wskazuje, że to kierunek mojego rozwoju – mój świat wewnętrzny pozostaje równie żywy, jak kiedyś, choć obecnie więcej jest w nim harmonii, świeżości i radości, a mniej „trudnych” emocji. Moja świadomość rozszerzyła się o poziom postrzegania swoich emocji z dystansu w momencie ich równoczesnego przeżywania.

Wcześniej nie zastanawiałam się, z czego tak naprawdę wynika wewnętrzna siła. Oparcie swojej siły na niestabilnych podstawach powoduje podatność na zewnętrzne manipulacje i generowane lęki. Stopniowo jednak odkrywamy w sobie to, co trwałe i niezmienne, a także jesteśmy coraz bardziej świadomi faktu, że wszystko, co nam się przydarza, ma swoje przyczyny i w dużej mierze jest zależne od stanu naszej podświadomości, świadomości, karmy, planu duszy. To powoduje, że podejmujemy bardziej świadome działania, a także nie dajemy się ponieść zewnętrznym falom społecznych lęków czy silnym programom. Rośnie w nas zaufanie do Wszechobecnej Inteligencji. Wiemy, że nie przydarzy nam się nic, co z jakiegoś powodu nas nie dotyczy.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-683437/

Nie spodziewałam się także tego, że jednocześnie można stawać się coraz silniejszym wewnętrznie i coraz wrażliwszym. Otwierając się na swój rozwój i poznanie siebie, przerabiając kolejne tematy, stajemy się coraz głębsi, mamy coraz mniej tendencji ucieczkowych od tego, co dla nas trudne, a coraz głębsze „korzenie” jednocześnie pomagają nam rosnąć coraz wyżej. Rozświetlenie naszego mroku i integracja tego, co trudne i dotychczas odrzucane, pomagają nam w poszerzeniu naszej świadomości, wzroście energetyki i bezpiecznym otwieraniu się na nowe aspekty rzeczywistości. Jesteśmy pogodzeni ze swoją wrażliwością, przez co możemy być też bardziej autentyczni na zewnątrz. Jesteśmy w stanie coraz jaśniej patrzeć na sytuację i działać dla dobra swojego i innych.

Zauważyłam też, że niezależnie od lekcji (powodujących zewnętrzne trudności, chwilowe silne wewnętrzne cierpienie), sytuacja zawsze rozwiązywała się pozytywnie bądź w sposób, który był z jakiegoś powodu najlepszy dla mojego rozwoju. Od kiedy otworzyłam się w pełni i świadomie na samorealizację – odkrywanie w sobie i odczuwanie nieuwarunkowanej miłości dla dobra swojego i innych, czuje się „zaopiekowana” – jakby Wyższa Świadomość – niczym chirurg w trakcie operacji – zapewniała mi pracę nad danym ograniczającym tematem, jednocześnie dbając o pozostałe aspekty mojego życia. Pod tym względem ta ścieżka wygląda zupełnie inaczej niż moje postrzeganie życia wcześniej. Czuję miłość i ochronę otaczającą mnie różnymi kanałami zawsze wtedy, gdy tego potrzebuję.

Omówione przez mnie spostrzeżenia na temat procesu rozwoju duchowego, mogą być w jakimś zakresie nieadekwatne do Twoich doświadczeń i ścieżki. Jednak ze względu na fakt, że rozwój świadomości wiąże się często ze stratą z oczu starego lądu (dotychczasowego obrazu świata i siebie), warto określić swoje drogowskazy – co pomoże poczuć nam pewność, że idziemy w dobrym kierunku w momentach, gdy ego będzie szalało, rozum jeszcze nie zdąży zintegrować nowej wiedzy, uruchomią się różne silne programy, a stare przekonania i nawyki przestaną już chronić naszą psychikę.

Wszyscy jesteśmy już boską miłością, nic nie musimy osiągać. Żeby jednak poczuć naszą prawdziwą naturę, warto jest otworzyć się na rozpoznanie tego, czym nie jesteśmy i zintegrowanie bądź przetransformowanie tego, co odrzucone i co powoduje poczucie naszego oddzielenia od nieuwarunkowanego szczęścia.


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-3926245/