Rozświetlić mrok

(P)

Jak noc po dniu, smutek po radości, pora zimna po porze ciepłej, praca po odpoczynku, strata po zyskaniu, pożegnanie po powitaniu, dzień deszczowy po dniu słonecznym, opadanie po wznoszeniu.

Przychodzi do nas regularnie, czasem niespodziewanie, przeważnie niemile widziane. Jest jak nasz cień w tym dualnym świecie.

Cierpienie.

Wyraża się na wiele sposobów, powodując niepokój, lęki, smutek, ból (fizyczny i psychiczny), złość lub żal. Niezadowolenie, negatywne myśli, niechęć do życia. Napięcie, zamknięcie, usztywnienie w ciele i umyśle. Spadek wibracji. Zmniejszenie miłości w sercu. Sinusoidalnie przeplata się ze szczęściem, nie dając nam o sobie zapomnieć. Stanowi skutek przeszłych działań i przyczynę przyszłych. Chcemy go unikać. Boimy się go, a dokładniej – naszej reakcji na samą sytuację powodującą cierpienie.

Większość moich lekcji z Ramem, od samego początku znajomości, wiązała się z odczuwaniem cierpienia. Bardzo często czułam, że poruszamy się po krawędzi moich zdolności psychicznych do poradzenia sobie z tym cierpieniem. Przy jednej z pierwszych lekcji założyłam sobie „zeszyt bólu” – „wyrzucałam” do niego wszystko, czego nie byłam w stanie pomieścić w środku, gdy czułam się za bardzo przepełniona trudnymi emocjami i myślami. Każda lekcja wyciągała z mojego wnętrza to, czego nie chciałam czuć lub przeżyć, czego się bałam i unikałam (na poziomie świadomym lub podświadomym). Początkowo było to głównie czyszczenie negatywnej karmy, nazbieranej przeze mnie często nieświadomie podczas różnych doświadczeń w różnych okresach mojego życia. A było co czyścić.

Oczyszczanie nagromadzonej negatywnej karmy jest jednym z głównych powodów trudnych sytuacji pojawiających się w naszym życiu, powodujących cierpienie. Nawet jeśli zawsze staramy się być dobrymi ludźmi, niewiedza na temat podstawowych zasad działania materialnego świata na poziomie energii może sprawić, że niektóre nasze myśli, decyzje i aktywności będą miały negatywne konsekwencje dla naszej energetyki.

Poza karmą, bardzo dużo cierpienia (na poziomie psychicznym i fizycznym) powodują różne pracujące w nas programy – narodowe, rodowe czy nasze „indywidualne”, powstałe w wyniku różnych przeszłych wydarzeń. Programy mogą uruchamiać się pojedynczo bądź jako cały zbiór, powodując powtarzające się odczuwanie cierpienia bądź „sianie nasion pod nasze przyszłe zbiory”. Przykładowo: informacja o nowotworze u kogoś (znajomego bądź w mediach), powoduje przypomnienie sobie przez Ciebie podobnej choroby i śmierci w Twojej rodzinie, wspomnienia tamtej sytuacji, poczucie smutku i myśli o tym, że życie jest kruche i niesprawiedliwe. To powoduje uruchomienie kolejnego programu związanego z lękiem o Twoje zdrowie i myśli na temat Twojego stylu życia, a może nawet chęć diety, zwiększenia aktywności fizycznej i badań profilaktycznych. Czujesz poczucie winy, że wcześniej tego nie zrobiłeś. Te myśli przekierowują Cię na opiekę medyczną, zastanawiasz się nad jej kosztami i niewydajnością systemu zdrowia. Czujesz niechęć do rządu, systemu, czasów, w których żyjesz. Myśl goni myśl, odczuwasz mieszankę emocji i uczuć. Zmieniła Ci się energia i chęć na to, co robiłeś przed usłyszeniem tej informacji.

O programach napiszę więcej w oddzielnych wpisach.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-1897828/

Możemy odczuwać cierpienie także na płaszczyźnie duchowej – poczucie braku celu i sensu istnienia, braku zrozumienia czy akceptacji rzeczywistości w szerszym znaczeniu, poczucie przypadkowości i chaosu.

Często cierpienie (a także uruchomienie programu) spowodowane jest naszymi przywiązaniami (o których pisałam w poprzednim wpisie) i brakiem realizacji pragnień bądź pojawieniem się w naszym życiu czegoś, czego byśmy nie chcieli.

Sytuacje powodujące cierpienie mogą pojawić się także w wyniku realizacji planu naszej duszy, zakładającego przeżycie przez nas doświadczeń, które przyniosą nam określone wglądy i mądrość na dalszej drodze.

Jeśli wszystkie powyższe powody cierpienia wrzucimy do jednego „worka”, powstanie pokaźna i na pozór chaotyczna mieszanka, która wydaje się być nie do ogarnięcia. Dlatego odkrywanie w sobie przyczyn cierpienia i poznawanie swojego „cienia” stanowi proces trwający nieraz latami bądź wcieleniami. Mamy prawo czuć się w nim zagubieni i przytłoczeni.

W moim przypadku „sztuczne”, przyspieszone wywoływanie cierpienia przy czyszczeniu karmy, wydobywaniu kolejnych programów i obiektów przywiązania, odbywało się według tego samego schematu: doprowadzenie do momentu „dojrzałości” danego tematu (doprowadzenie do określonego wydarzenia), odczuwanie przez mnie dużego cierpienia oraz burzy emocji i myśli, agresja wobec nauczyciela (wyrażana przez moje ego bardzo dosadnie i z pasją), „ugaszenie pożaru” (fizyczne i psychiczne poradzenie sobie z sytuacją), ochłonięcie przez mnie i dostarczenie sobie nagrody za trudy (pofolgowanie sobie w różnego rodzaju przyjemnościach), analiza i zrozumienie sytuacji (najpierw samej, następnie z uzupełnieniem i wyjaśnieniem Rama), integracja lekcji, poczucie większej przestrzeni w sobie.

Wraz z kolejnymi lekcjami i „czyszczeniami” (wydobyciem z podświadomości i częściową lub całkowitą transformacją kolejnych ograniczeń), malało moje wewnętrzne pomieszanie, ogólne poczucie wewnętrznego bólu i cierpienia (poza samymi momentami kulminacji lekcji, gdy na nowo przeżywałam kolejne dramaty i „końce mojego świata”), a także częściowo topniało moje niezrozumienie siebie i otaczającego mnie świata. Stopniowo wyciągaliśmy z podświadomości to, co jeszcze w niej pracowało. Ram, sugerując mi podejmowanie różnych działań, często niezgodnych z moją wolą, rozumem i odczuciami, pomagał mi materializować moje lęki, wydobywać głęboko zakorzenione w mym umyśle programy, wspomnienia, przywiązania i skłonności, byśmy „oświetlili” je światłem świadomości i by przestały już działać „w tle”.

Do niedawna odczuwałam lęk przed każdą kolejną lekcją. Był to głównie lęk przed doświadczaniem przeze mnie psychicznego i egzystencjalnego bólu. Choć teraz, w chwili refleksji, zauważam znaczną zmianę jakości i skali odczuwania przez mnie cierpienia w stosunku do przeszłości.

Pamiętam, jak wiele lat temu zajrzałam do pamiętników prowadzonych przez mnie od okresu nastoletniego. Zaczęłam czytać i przestraszyłam się – prawie w każdym wpisie opisywałam swoje wewnętrzne cierpienie, a w co którymś z nich stwierdzałam, że „dziś” jest już trochę lepiej i chyba już sobie poradziłam z tym cierpieniem, by za chwilę znów pisać o przeżywanym przez siebie nieszczęściu. Wiele lat później, przy swojej wrażliwości i staraniu się zawsze pozytywnie patrzeć na świat, wyparłam wspomnienia o poprzednich wydarzeniach i moich stanach emocjonalnych, choć pozostał po nich ślad w pamiętnikach.

W późniejszym okresie – już w trakcie mojej pracy zawodowej – z pamiętników przerzuciłam się na zeszyty i małe notatniki z notatkami na temat rozwoju osobistego, pracy z myślami, przekonaniami i emocjami. Często starałam się pracować ze świadomością i podświadomością, stosując „treningi mentalne” – wizualizacje, afirmacje, spisywanie i pracę z wewnętrznymi ograniczeniami, ćwiczenia związane z dyscypliną umysłu, panowaniem nad myślami, skupieniem itp. Nazbierałam pokaźny stosik tych notatników. Mnóstwo analiz siebie. Treningów mentalnych. Informacji z różnych książek.

Kilka miesięcy po zmianie pracy i przeprowadzce, zajrzałam do nich i znowu przeżyłam szok – przez kilka lat kręciłam się w kółko – pracowałam praktycznie nad tym samym (choć na pewno odniosłam też wiele wewnętrznych korzyści), poruszałam się „po powierzchni”, bez podejmowania konkretnych decyzji o zmianach i działań. Poziom cierpienia się nie zmieniał, choć zmieniała się treść afirmacji i wizualizacji, które miały tymczasowo zmniejszyć moje uczucie bezsensu i braku akceptacji rzeczywistości, a także zająć czymś mój umysł. Pomagało to na chwilę, choć w dłuższym terminie – pod kątem pozbywania się cierpienia – stałam w miejscu, pomimo włożonej dużej pracy i energii. Nie był to jednak tak zupełnie stracony czas – doświadczenie to też miało mnie czegoś nauczyć, a niektóre z poznanych wówczas metod zdarza mi się stosować obecnie.

Różne okresy w moim życiu pełne były różnego rodzaju cierpienia, zawsze silnie przeze mnie odczuwanego. Teraz postrzegam je jako potężny balon w mojej podświadomości, stopniowo wypuszczający na powierzchnię świadomości część tego cierpienia, w wyniku różnych zewnętrznych bodźców. Ale sam balon praktycznie się nie zmniejszał, coś wypuszczał, coś innego do niego wpadało (a dokładniej – ja wpuszczałam to do środka).

Praktyka buddyjska pomagała mi chwilowo odnajdować dystans do tego cierpienia i osiągać momenty wewnętrznej równowagi. To był pierwszy przełom i ulga dla umysłu.

W późniejszym okresie, w wyniku intensywnej pracy z pomocą Rama, a później jeszcze szerszą pomocą Boga poprzez różne osoby i sytuacje, moje wewnętrzne cierpienie bardzo zmniejszyło się, choć okres intensywnych lekcji stanowił dla mnie pasmo cierpień. Obecnie nie odczuwam go już jako potężnego balonu wypełnionego nieokreśloną ilością różnego rodzaju bólów wewnętrznych, przeplatających się, niezbadanych i nieobliczalnych. Przestałam krążyć po jego powierzchni, a przebiłam się do środka, stopniowo poznając kolejne cierpienia i ich przyczyny. Skontaktowałam się z tymi energiami i uczuciami. Zaczęłam je stopniowo uwalniać, a każde poznanie i uwolnienie wiązało się z kolejnym bólem. Teraz patrzę na nie jak na mniejsze lub większe wyspy cierpienia, wyłaniające się okresowo na powierzchni oceanu radości, a powodowane przez różne – już identyfikowalne przez mnie – przyczyny (programy, przywiązania, cele duchowe). Przeważnie nie identyfikuję się już z tym cierpieniem – już nim nie jestem, ale je odczuwam, obserwuję i wiem, że niedługo znów zanurzy się w oceanie i zniknie z powierzchni mojej świadomości, by pojawić się ponownie, wywołane przez jakiś kolejny bodziec zewnętrzny, a ostatecznie (nieraz po wielu jakich wynurzeniach i zanurzeniach) zupełnie zostać przetransformowanym w miłość i radość, gdy już będę na to gotowa.

Zawsze, gdy pojawi się jakieś cierpienie, staram się szukać jego powodów – jaki program za nim stoi, jakie przywiązanie je uruchamia. Staram się patrzeć na nie z dystansem i braku oceny. Jednak istnieją jeszcze także w mojej energetyce duże programy, które mnie wciąż mnie „wciągają” i powodują utratę zdrowego dystansu w momencie ich materializacji. Potrzebuję wówczas więcej czasu, by ochłonąć i oddzielić się od nich.

Im więcej ukrytych w naszym wnętrzu (podświadomości) programów, nieprzepracowanych ran, wspomnień, karmy do przerobienia, niespełnionych pragnień bądź wewnętrznej niezgody na zewnętrzną rzeczywistość, tym więcej będzie nas spotykać negatywnych doświadczeń, które będą miały na celu wydobycie tego na powierzchnię świadomości, uwolnienie i przetransformowanie w miłość, gdy będziemy już na to gotowi.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-1036972/

Część procesu uwalniania tego, co ukryte w naszej podświadomości, może odbywać się w trakcie snu. Od czterech lat, od chwili, w której otworzyłam się w pełni na poznanie „prawdziwej Ja” i samorealizację w duchowym znaczeniu, prawie codziennie mam oczyszczające sny – śnią mi się sytuacje i ludzie, o których już dawno zapomniałam (np. sąsiedzi sprzed 25 lat, koleżanki i koledzy ze szkoły podstawowej), trudne sceny z filmów obejrzanych wiele lat temu, sny wydobywające trudne emocje z czasów szkoły, studiów itp. To pokazuje mi, ile rzeczy nazbierałam w podświadomości, skąd wpływają one na moją świadomie odbieraną rzeczywistość. Dlatego warto dbać o zdrowy dystans do tego, czego doświadczamy, a także o jakość informacji dostarczanych naszemu umysłowi każdego dnia (np. poprzez wybór programów telewizyjnych, które oglądamy, czytanych książek bądź informacji w internecie, przeprowadzanych rozmów).

Zapytałam kiedyś Rama, dlaczego część rzeczy z podświadomości wyciągamy w ramach lekcji „na jawie”, a część uwalnia się podczas snów. Stwierdził, że na zewnątrz przepracowywane jest to, co musi być uwolnione i przetransformowane przy pomocy energetyki ciała i dać głębsze zrozumienie poprzez doświadczenie tego i analizę. Natomiast podczas snów uwalniane i transformowane jest to, czego przerobienie „na jawie” mogłoby być niemożliwe bądź przynieść zbyt duże konsekwencje dla mnie bądź innych (np. uwalnianie głęboko zapamiętanych wrażeń po oglądaniu przez mnie horrorów wiele lat temu), a także to, co nie ma większego znaczenia dla mojego rozwoju w chwili obecnej, ale wciąż tkwi w podświadomości i wymaga uwolnienia. Wszystko okazuje się znowu być doskonałym i działającym dla naszego najwyższego dobra.

Z jednej strony staramy się zidentyfikować, co powoduje cierpienie, by je przetransformować i uniknąć bólu w przyszłości, z drugiej zaś to właśnie te trudne doświadczenia, programy, stany wewnętrzne stanowią często „paliwo” dla naszego rozwoju. Dają nam one głębię, uczą współczucia dla siebie i innych, a przetransformowane – powodują wzrost naszej energii, większe zrozumienie i umiejętność pomocy innym. Dają mądrość. Ponadto często cierpienie jest silniejszym bodźcem motywacyjnym do zmian i poszukiwania wiedzy niż pozytywne bodźce (jak chęć poszukiwania szczęścia, rozwoju itp.). Już na najniższym – biologicznym – poziomie naszej egzystencji, mamy zaprogramowane mechanizmy mające na celu unikanie niebezpieczeństw – „walcz lub uciekaj”. Mechanizmy te przenosimy też często do realizacji naszych wyższych potrzeb na wyższych poziomach świadomości, do momentu, gdy uświadamiamy sobie, że walka lub ucieczka nie jest potrzebna, a o wiele większe korzyści przynosi uwolnienie i transformacja tego, co przynosi cierpienie. Ale pracę tę najpierw należy wykonać w swoim wnętrzu, by jej efekty mogły przejawić się w zewnętrznej rzeczywistości.

Przyjrzyj się swojemu cierpieniu. W jakich sytuacjach się pojawia? Co wewnątrz Ciebie może być jego przyczyną? Ile jest w Twoim życiu odczuwanego przez Ciebie szczęścia, a ile cierpienia?

Czy należy skupiać się na cierpieniu i dążyć do poszukiwania sytuacji, które wydobędą z nas to, co najtrudniejsze? Oczywiście, że nie. Na wyższym poziomie (ponad potrzebami ciała i zmysłów czy ego) jesteśmy miłością i radością, naturalny jest więc dla nas stan szczęścia i dlatego go poszukujemy, a unikamy jego braku (czyli cierpienia). I warto skupiać się na dążeniu do tego szczęścia, choć na tej drodze wiele razy będziemy obierać jako cel obiekty przynoszące tylko chwilową radość (bo same w sobie są nietrwałe), po której nastąpi smutek wynikający z ich utraty – ten proces to część naszego ludzkiego doświadczenia, w którym zdecydowaliśmy się uczestniczyć. Warto jednak poszukiwać trwałego szczęścia i skupiać się tym, co przynosi uczucie nieuwarunkowanej radości, zwiększa w nas miłość do nas samych i do innych. Jednocześnie warto być otwartym na wyłaniające się po drodze czyszczące sytuacje, powodujące wewnętrzne cierpienie, a także starać się uwalniać związane z nim emocje, obserwując je bez lgnięcia do nich (inaczej będziemy tylko utrwalać negatywne nawyki myślowe i reakcje emocjonalne). Siejąc ziarna przyszłego trwałego szczęścia, jednocześnie zbieramy żniwa (skutki przeszłych działań) i robimy miejsce na kolejne ziarna, aż ostatecznie całe nasze „pole świadomości i podświadomości” zakwitnie radością i miłością.

Bardzo pomocne w tym procesie może być otwarcie się na Światło (Boga, Przestrzeń, Inteligencję, Miłość, Świadomość, Najwyższą Energię, Egzystencję, Esencję Wszystkiego, Brahmana, itp. – pojęcia nie mają tutaj znaczenia). Światło to będzie stopniowo rozświetlać i transformować cały nasz mrok – różnymi okolicznościami, doświadczeniami czy wglądami będzie wskazywać kolejne rzeczy ukryte bądź zakotwiczone w naszej podświadomości, a powodujące obecnie różnego rodzaju cierpienia. Naszą rolą jest zachowanie uważności, otwarcie się na te wydarzenia i na nasze reakcje na nie – myśli, emocje, uczucia. Już samo zauważenie ich i obserwacja wpływają na rozpoczęcie procesu ich transformacji.

„Tak, widzę moje cierpienie. Czuję je w całym ciele. Rozpoznaję je w swoich myślach i reakcjach. Czuję, jak mnie zamyka na świat. Akceptuję fakt, że się pojawiło. Współczuję sobie. Wiem, że jest przejściowe, nawet jeśli chwilowo wydaje mi się inaczej. Wiem, że nim nie jestem, a jedynie go doświadczam. Dostrzegam je, ale wiem, że ostatecznie jego obecna postać się rozpuści i zamieni w mądrość i miłość.”

Jak reagujesz na pojawiające się w Twoim życiu sytuacje powodujące cierpienie? Co robisz wówczas, gdy pojawiają się niechciane emocje i uczucia? Co chciałbyś wyprzeć z Twojego życia (Twoje cechy fizyczne, psychiczne, intelektualne, przeszłe doświadczenia, zmartwienia dotyczące przyszłości, okoliczności w teraźniejszości, poczucie braku lub nadmiaru czegoś itp.)? To wszystko będzie domagać się zauważenia (w ramach różnych zewnętrznych sytuacji i stanów wewnętrznych) tak długo, aż będziesz gotowy na uwolnienie tego, akceptację i transformację energii.

Moja praca z cierpieniami wydawała mi się nie mieć końca. Po danej lekcji, oczyszczeniu karmy lub pracy z jakimś przywiązaniem lub pragnieniem, następowała chwila regeneracji i kolejna lekcja. I kolejna. I kolejna. Cierpienie za cierpieniem. Zastanawiałam, się, jak można nagromadzić tak dużo ograniczeń i zapchać podświadomość tak bardzo podczas jednego wcielenia (zawsze po lekcji rozmawialiśmy na temat źródeł mego cierpienia). Bałam się kolejnych lekcji i trudnych doświadczeń. Moje życie jawiło mi się jako niekończące się pasmo wewnętrznych cierpień i ciężko było mi uwierzyć w to, że może to się zmienić. A jednak – stosunkowo niedawno – zaczęło się zmieniać na życie pełne wewnętrznej radości, z momentami cierpienia w przypadku tematów, nad którymi jeszcze pracuję. Nieraz – w różnych sytuacjach – przypominam sobie moje reakcje i odczuwany ból w analogicznych momentach w przeszłości, podczas gdy obecnie nie powodują już one negatywnych emocji czy myśli. Myślę wtedy: „-Oho, temat został przerobiony” :).

Czuję, jak w miejsce uwolnionych i przetransformowanych ograniczeń, pojawia się nowa przestrzeń i energia. Czuje coraz więcej radości i miłości. Głębi, zrozumienia i współczucia dla innych. Coraz mniej energii poświęcam na wypieranie tego, co niechciane (i jednoczesne „wpychanie” tego z powrotem do podświadomości, by działało „w tle”), czy na radzenie sobie z trudnymi emocjami bądź przywiązaniami. Coraz mniej w moim życiu “automatyzmów” (odruchowych zaprogramowanych reakcji), a coraz więcej spontaniczności – każdy dzień jest świeży, ciekawy, pełny.

Większość naszych cierpień jest związanych z naszym utożsamianiem się z ego i tym, co tymczasowe – dlatego tak ważna jest praca ze swoim ego (jego rozpoznanie i obserwacja), jak również poszukiwanie tego, kim jesteśmy na wyższym poziomie.

W trakcie procesu rozpoznawania tego, kim nie jesteśmy oraz transformacji tego, co wciąż oddziela nas od prawdziwego, trwałego szczęścia, naszego ego będzie odczuwać silne cierpienia, a umysł będzie stopniowo odklejał się od kolejnych definicji „Ja”. Jest to proces składający się z wielu etapów, zmian, rozważań, wątpliwości, integracji kolejnych doświadczeń, „umierania i rodzenia się na nowo”. Nasza świadomość stopniowo dojrzewa, rośnie w nas poczucie wewnętrznej wolności, zmniejsza się sztywność poglądów i wewnętrzne napięcie. Widzimy świat coraz przejrzyściej. Nasz wewnętrzny stan przenosi się na rzeczywistość wokół nas. Coraz częściej czujemy światło wewnątrz nas, a także jak przez nas przenika, by promieniować na zewnątrz – to my jesteśmy tym światłem i miłością.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-6889563/

„Większość ludzi boi się cierpienia. Ale cierpienie jest naszym rodzajem błota, które pomaga rosnąć lotosowemu kwiatowi szczęścia. Nie ma kwiatu lotosu bez błota”. 
Thich Nhat Hanh

Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-1835823/