Myśli ulotne – pomiędzy nieskończonościami

(P)

Kocham życie. Choć procentowo – pomijając okres dzieciństwa – jakieś 70% stanowiło wewnętrzne cierpienie, widzę obecnie sens tego cierpienia – paliwa do coraz głębszego rozumienia i przeżywania życia.

Uwielbiam momenty wyższych stanów świadomości i wdzięczności za to, co było trudne.

Wdzięczności za chwile przekraczania granic świadomości – wynurzania się z głębi cierpienia na powierzchnię radości i miłości.
Wdzięczności za każde doświadczenie.
Wdzięczności za życie.
Wdzięczności za to, że pomimo doświadczeń, wciąż zachowałam życie.
I nadzieję.

I wiarę w to, że te doświadczenia doprowadzą mnie do coraz pełniejszego życia.
Do absolutnej, bezwarunkowej, miłości.
Błogości.
Radości.
Dzielenia się tą miłością i radością z innymi.

Uwielbiam tę różnorodność.

Połączenia duchowości z materią.
Serca z rozumem.
Tego, co nienamacalne, cudowne, magiczne z tym, co materialne, fizyczne.

Kocham liczby.
Często pytam o nie Rama.
Ile procent trudnych doświadczeń już przeszłam?
Za ile dni/tygodni nastąpi dane wydarzenie?
Za ile miesięcy ponownie dotrę do Indii?
Ile programów mi jeszcze zostało do przerobienia?
Świat liczb jest taki cudowny.

Oczywiście przeważnie nie otrzymuję odpowiedzi na powyższe pytania – pogłębiłoby to przywiązanie mojego umysłu do liczb, do konkretów. Do pewności. Przyszłości.

Ale ja je wciąż uwielbiam i wciąż zadaję te pytania :).

Kocham to, co nieokreślone.
Niepewne.
Nienamacalne, a jedynie odczuwalne.
Te subtelne, delikatne odczucia.
Uczucia.
Ulotności.
Niepewności.

Gdy nie możesz czegoś zmierzyć, policzyć, ogarnąć, wydaje się to dążyć do nieskończoności.
Do plus i minus nieskończoności.
Niepewne, a jednocześnie dające nieograniczone możliwości.

A pomiędzy nienamacalnym, niepewnym, bezgranicznym, a pewnym, skończonym, określonym, istnieje całe spektrum możliwości.

Całe bogactwo.

Jakie mamy szczęście, że odrodziliśmy się na Ziemi!


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-7020428/