Myśli ulotne – na falach umysłu

(P)

Wszystko w naszym umyśle porusza się falowo – niczym po sinusoidzie, przemieszczamy się pomiędzy wyższymi i niższymi stanami świadomości – co zupełnie zmienia naszą percepcję rzeczywistości. Wynurzamy się i z powrotem nurkujemy w oceanie nieświadomości. Po wynurzeniu widzimy rzeczy klarowniej, z szerszej perspektywy, by znów – przyciągani myślami i emocjami do przeżywanych doświadczeń – zanurzyć się w głębokim śnie, sterowani programami, nawykami, lękami, pragnieniami.

Stopniowo odklejam się umysłem od kolejnych doznań – dopiero wtedy czuję, jak silne mam tendencje lgnięcia do doświadczeń – jak silnie umysł nawykowo utożsamia się z tym, co przeżywam w danej chwili. Czasem staję się doświadczeniem, zamiast równocześnie być i aktorką, i postacią, którą gram w danym momencie.

Czuję, jak przez to lgnięcie tracę elastyczność, lekkość i radość. Bycie wydaje się ciężkie i uwarunkowane.

Proces odklejania odbywa się bardzo stopniowo – wraz z nim zmieniam się mentalnie, psychicznie, energetycznie. Odrywam tyle, ile jestem w stanie strawić. Lgnięcie do pragnień umysłu i ciała jest takie silne. Materia jest tak wciągająca, różnorodna, piękna. Utożsamienie z ciałem i doznawaniem świata za pomocą zmysłów jest takie atrakcyjne! Wtedy wydaje się, że pływanie w tym oceanie nieświadomości (rozumianej jako świat poznawalny za pomocą zmysłów) jest wszystkim wartościowym, czego można doświadczyć, a poza nim znajduje się tylko pustka. Mało atrakcyjna i nienamacalna. Pustka, którą z jakiegoś powodu zachwycają się oświeceni, święci, urzeczywistnieni. Pustka poza światem zmysłów i pragnień. Pustka zwana też bezwarunkową miłością, błogością, boską rzeczywistością. Ale tak nienamacalna! Umysł nie ma zaczepienia, by zahaczyć się o coś i lgnąć także do niej. Nie ma jak jej dotknąć zmysłami. Dosięgnąć myślami. Doświadczyć czymkolwiek, co jest mu znane. A do tego ponoć ego rozpuszcza się w tej boskiej rzeczywistości – czy po jego śmierci istnieje jakieś życie?? Czy możemy być indywidualni po utracie tożsamości/ego?

Podróżuję myślami pomiędzy przeszłością a przyszłością. Tam tyle się dzieje.

Tyle wspomnień na poprawę humoru, tyle przebytych lekcji do przemyślenia. Tyle doświadczeń do ponownego przeżycia w ciele – wspomnień radości, by poczuć wzrost energii, a także wspomnień smutków i dramatów, by poczuć, jak to życie jest wartościowe, głębokie i dramatyczne. Tyle ran do uleczenia. Relacji do poukładania.

W przyszłości jest jeszcze ciekawiej – dochodzi magiczna tajemnica życia – co niespodziewanego się jeszcze wydarzy? Które nadzieje zostaną spełnione, marzenia zrealizowane? Od koncepcji aż się tutaj roi, jedna ciekawsza od drugiej. Wywody logiczne konkurują o uwagę, lęki też próbują uzyskać głos, otrzymać należne sobie miejsce. Tu się dzieje jeszcze więcej. Tu – w przyszłości – może wydarzyć się absolutnie wszystko.

A teraźniejszość? Gryzę cukierka, słuchając w tle działającej pralki. Gra muzyka, mąż się krząta, zegar tyka. Próbuję zakotwiczyć się w teraźniejszości ciałem i umysłem, ale wydaje się ona mniej ciekawa od przeszłości i przyszłości. Tu dzieje się najmniej, choć ponoć właśnie tu dzieje się wszystko. Próbuję wciąż dyscyplinować umysł do powrotu do „tu i teraz”, czuć ciało, być obecna, ale lgnięcie do podróży w czasie jest tak silnym nawykiem! Czy ja żyję obecnie, czy jedynie w świecie myśli o przeszłości i przyszłości? Co magicznego kryje „tu i teraz”?

„Tu i teraz”, które osadzone jest w określonym punkcie na linii czasowej w naszej czasoprzestrzeni, a poza nią – w wieczności –  stanowi równocześnie przeszłość i przyszłość. Jak się w nim ustabilizować??


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-6130574/