Historia pewnej buddyjskiej maski

(P)

Lubimy z Jackiem wypady do kringloopów w poszukiwaniu różnych skarbów. Kringloopy to sklepy w Holandii, zajmujące się sprzedażą rzeczy używanych – od przedmiotów codziennego użytku, wystroju wnętrz, ubrań, książek, po duże meble, obrazy itp. Pieniądze ze sprzedaży przeznaczane są przeważnie na różne cele charytatywne.

Naszym głównym celem w tych sklepach są różne figurki, wazony, klimatyczne lampy oliwne itp.

Pewnego razu – a było to na początku naszych wypraw do kringloopów, Jackowi spodobała się drewniana, bardzo ładna maska buddy ze złotymi motywami, jednak ze względu na cenę – dość wysoką jak na rzecz używaną – nie kupiliśmy jej.

Jakiś czas później udałam się z przyjaciółką do tego samego sklepu, a maska wciąż tam była. Pomyślałam, że to znak i że czekała ona na nas, wzięłam ją więc jako niespodziankę dla Jacka. Kupiłam też kilka innych drobnych przedmiotów.

Wróciłam do domu, po niedługim czasie mój ukochany wrócił z pracy.

W pewnym momencie zaczęłam się bardzo źle czuć – poczułam jakieś silne „zło” wokół, bardzo negatywną energię. Czułam, jakby cały świat wokół się rozpadał, jakby wisiała nade mną jakaś potężna czarna chmura i miało wydarzyć się coś bardzo złego. Nigdy nie czułam tak dziwnej energii. Pomyślałam, że oczyszcza mi się coś silnego z mojej podświadomości, co uruchomiło tak silne lęki i że za jakiś czas to minie.

Pół godziny później Jacek zaczął się źle czuć i opisał swoje odczucia dokładnie w ten sam sposób, jak ja się czułam.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-4501645/

Zaczęliśmy szukać przyczyny – może któryś z przywiezionych przedmiotów ma tak silną, negatywną energię? Otworzyliśmy się bardziej na odczuwanie, niż wrażenia wizualne i obydwoje stwierdziliśmy, że to najprawdopodobniej ta piękna buddyjska maska..

Był już wieczór, szykowaliśmy się powoli do snu, a Jacek – nieustraszony mężczyzna – postanowił zabrać maskę do naszej sypialni, powiesił ją na ścianie i uznał, że chce się z nią zmierzyć w nocy, żeby sprawdzić, jaka to energia.

Mnie ten pomysł zdecydowanie mniej się podobał. Położyliśmy się. Negatywna energia i lęki były silnie odczuwalne. Czułam się źle, więc w myślach zakomunikowałam energii z maski, że skoro ukrywa się za „maską” buddyzmu, zobaczymy, jak zareaguje na „prawdziwą” buddyjską energię – poprosiłam o pomoc silnego strażnika buddyjskiego – Mahakalę, którego znałam jeszcze z praktyki. Wyobraziłam sobie, że jego postacie stoją wokół naszego łóżka. Czekałam. Po kilku minutach czułam już znaczną ulgę i ochronę. Nie przyznając się Jackowi, co zrobiłam, zapytałam go o jego odczucia. Powiedział, że czuje, że negatywna energia mocno zelżała. Ufff… Byłam z siebie zadowolona :). Mój partner mniej – gdy powiedziałam, co zrobiłam, stwierdził, że „przecież miał się z nią zmierzyć!” Odpowiedziałam mu, że rozumiem jego męską odwagę, ale sypialnia jest bardzo intymnym miejscem, gdzie człowiek otwiera się przed snem i staje się bezbronny, a moja kobieca natura kazała mi nas chronić.

Zasnęliśmy spokojnie.

Następnego dnia chcieliśmy wyrzucić maskę, jednak dostałam informację od Rama, że jeśli ją wyrzucimy, jej energia może przenieść się na inny przedmiot lub do innego domu. Naszym zadaniem jest więc transformacja tej energii.

Przenieśliśmy ją do innego pokoju, gdzie rzadko przebywaliśmy. Za każdym razem, gdy poczułam jej energię, starałam się wewnętrznie przed nią chronić i wysyłać w jej stronę pozytywną energię.

Jej energia po pewnym czasie zelżała na tyle, że maska przeżyła z nami jeszcze dwie przeprowadzki. Ostatecznie jednak marnie skończyła – Jacek chciał ją delikatnie upiększyć i użył farby, która spowodowała poważne nacieki, zdecydowaliśmy więc, że możemy już ją wyrzucić.

Sytuacja ta pokazała nam, jak uważnie trzeba wybierać to, co się przynosi do domu, szczególnie jeśli są to rzeczy używane. Mają one swoją historię i swoją energię, nie zawsze pozytywną.

Nie oznacza to jednak, że należy zupełnie unikać rzeczy „z historią”. W domu mamy sporo – nabytych w różnych okolicznościach – przedstawicieli buddyzmu, szeroko pojmowanego hinduizmu, chrześcijaństwa, szamanizmu czy bogów chińskich w postaci posążków, obrazów itp. Uwielbiamy ich energie, każda z nich wzbogaca naszą przestrzeń i przypomina nam, że Jeden Bóg ma mnóstwo twarzy.

Każda energia może nas na swój sposób wzbogacać, warto jednak – po przyniesieniu nowej rzeczy do domu – zwrócić uwagę na zmianę energii czy naszego samopoczucia. To samo może dotyczyć naszego ogrodu.

Pamiętam, jak moja dobra znajoma, która „widzi więcej”, została zaproszona przez swoich znajomych o odwiedzenie ich i sprawdzenie, dlaczego zaczęli czuć się w źle i nieswojo w swoim domu. Po przybyciu zapytała ich o pochodzenie kamienia na ich ogrodzie – okazało się, że niedługi czas wcześniej przywieźli go z zupełnie innego miejsca, bo bardzo im pasował do ogrodu. Koleżanka stwierdziła, że przy tym kamieniu wydarzyła się kiedyś tragedia i zmarli przy nim ludzie. Znajomi koleżanki, zabierając go, naruszyli spokój przywiązanych do niego duchów, które znalazły się teraz w ich otoczeniu. Znajoma pomogła im rozwiązać tę sytuację.

Dla równowagi, opowiem pozytywną sytuację – przypomniała mi się moja wizyta na stoisku pewnego pięknego człowieka – Indianina meksykańskiego pochodzenia, od którego czuć było głęboką mądrość i spokój. Sprzedawał różne „szamańskie” przedmioty, instrumenty, pióra, rzeczy skórzane itp. Kupiłam kiedyś u niego kilka rzeczy, w tym shakera (naturalny instrument) na nadgarstek. Miałam już sporą kolekcję podobnych instrumentów – inne „shakery” na nadgarstek i kostki, bębenki, kije deszczowe itp. Czasem odprawiałam sobie „domowe” rytuały szamańskie przy zapachu dymu palo santo – w których nastawiałam się na odczuwanie energii, wczuwałam się w wibracje poszczególnych instrumentów w ramach grania na nich lub tańca, poddając się prowadzeniu tej energii. Do dziś lubimy z Jackiem poczuć czasem energię tych instrumentów :).

Źródło zdjęcia: https://pl.depositphotos.com/348864380/stock-photo-attributes-shaman-healer-ceremony-purification.html

Wracając do shakera kupionego od Indianina – miał on od początku inną energię (o wiele piękniejszą, „cieplejszą” i bardziej „przyciągającą”, niż pozostałe shakery, zakupione przeze mnie w sklepie muzycznym). W niedługim czasie po odkryciu tego, udałam się jeszcze raz na tamto szamańskie stoisko, które wystawione było na przedświątecznych targach. Chciałam kupić pióra do pracy z dymem – za pierwszym razem widziałam u niego przygotowane zestawy.

Po przybyciu na miejsce zaczęłam oglądać pióra – spodobał mi się szczególnie jeden komplet. Wyraziłam chęć zakupu. Sprzedawca poprosił, żebym najpierw wzięła każdy komplet do ręki i poruszała nim tak, jakbym przygarniała i odgarniała dym. Po tym poczuję, które pióra są dla mnie. Sprawdziłam wszystkie i okazało się, że najlepiej czuję zupełnie inny komplet, niż ten, który mi się podobał. Sprawdziłam jeszcze raz obydwa – bez zmian! Wrażenia estetyczne okazały się inne, niż odczuwanie energii. Kupiłam więc te, które lepiej czułam, a Indianin zinterpretował mój wybór pod kątem duchowości i energii, doskonale trafiając w to, nad czym wewnętrznie pracowałam w tamtym czasie.

Zapytałam tego pięknego człowieka o przyczynę tak silnej pozytywnej energii zakupionego u niego instrumentu. Potwierdził, że przed sprzedażą przedmiotów, pracuje z nimi energetycznie. Otrzymujemy więc – poza piękną rzeczą – także cudowną energię, którą możemy się napawać, jeśli tylko jesteśmy na tyle otwarci, by to poczuć.

Rozwijanie w sobie otwartości na odczuwanie energii jest pięknym, często bardzo stopniowym procesem, który otwiera nas na nowe, wielobarwne możliwości w ramach tej samej rzeczywistości, w której żyliśmy do tej pory. Zaczynamy żyć pełniej i bardziej świadomie.


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-3650505/