Stworzenie i zmysły

(P)

Usiądź wygodnie i weź głęboki oddech.

Wyobraź sobie, że wszystko, co Cię w tym momencie otacza, zaczyna zmieniać swój kolor na biały. Kolory ludzi i przedmiotów stopniowo znikają, bledną, aż wokół widzisz tylko świecącą biel. Ponadto wszystko zaczyna zmieniać stan skupienia na gazowy – jakby otaczało Cię tylko powietrze, choć Ty wiesz, że wokół wciąż są ci sami ludzie i przedmioty.

Wszystko ma tę samą temperaturę.

Ten sam, jeden zapach. Nawet gdybyś chciałbyś powąchać teraz ulubione perfumy, ich zapach nie różniłby się od zapachu wszystkiego innego. Ale zaraz, jak je znaleźć i otworzyć, skoro mają kolor i konsystencję taką, jak wszystko inne?

Wszystko ma ten sam smak. Nawet gdybyś chciał zjeść ulubioną potrawę…

Istnieje tylko jeden dźwięk. Staje się on Twoją ulubioną, bo jedyną słyszalną muzyką. Jeden dźwięk o stałej głośności. Bez rytmu. Melodii.

Za jednym dźwiękiem idzie jedna litera. Czyli właśnie zniknęły słowa. Twoje myśli. Znaczenia. Definicje. Ale po co definiować coś, co jest takie samo w kolorze, formie, zapachu, smaku, jak wszytko inne? Wszystko przecież stało się tym samym.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-1979445/

Zniknął czas… Została wieczność.

Ale.. Ty też! Nie masz „namacalnego” ciała, które odróżniałoby Cię od reszty, znika to centrum obserwacji, które widziało, słyszało, smakowało, wąchało, dotykało, czuło. Stałeś się jednością z resztą.

Nie ma nic.

Albo raczej jest wszystko.

Bez ruchu.

Bez różnorodności.

Jedno, które zawiera potencjały wszystkiego. Wiesz, że obok stoi krzesło – tylko bez koloru, widocznego kształtu, materiału, z jakiego było wykonane, a nawet bez pojęcia „krzesła”, bo też zniknęło z racji braku słów.

Zniknęli inni. Niby wiesz, że kochana osoba stoi obok Ciebie, ale właściwie to już jest tylko jej potencjał – jest bez ciała, ruchu, głosu, po których mógłbyś ją zidentyfikować. Bez imienia (bo jest już tylko jeden dźwięk – jedna litera). Właściwie ciężko znaleźć fizyczną różnicę pomiędzy nią a krzesłem… Jak ją kochać? I kto ma właściwie kochać? I co to oznacza – kochać?

Pomyśl jeszcze raz o osobie, którą kochasz. Tej fizycznej, którą wcześniej byłeś w stanie zidentyfikować. Poczuj miłość do niej w sercu. W całym ciele. A teraz wyobraź sobie, że nie masz ciała (zgodnie z wcześniejszą logiką), a w związkiem z brakiem rozróżnienia pomiędzy Twoim ciałem, a resztą, cała miłość rozlewa się na wszystko. Wszystko staje się miłością. Jednym kolorem, Jedną formą, Jednym dźwiękiem. Jedną miłością.

Taka jest podobno esencja całego wszechświata, tylko o wiele silniejsza i piękniejsza, niż możemy to sobie wyobrazić i poczuć. Miłość, błogość i radość. O niej piszą święte teksty Wschodu, dla niej święci byli w stanie przeżywać prześladowania i inne cierpienia, asceci rezygnują z życia doczesnego, buddyści poddają się swoim intensywnym praktykom, nauczyciele różnych ścieżek duchowych poświęcają swoje życie na nauczanie innych, a osoby, które choć raz jej doświadczyły za życia lub w ramach śmierci klinicznej, zmieniają swoje życie i zaczynają głębsze poszukiwania.

Namiastki tej miłości przenikają do nas w różnych formach – w stanach zakochania, momentach seksualnej ekstazy, miłości do dziecka, bliskiego przyjaciela czy ukochanego zwierzęcia. Odczuwamy wiele rodzajów miłości, by doświadczać jej z różnych stron, jeszcze piękniej, tak, by jak najbardziej zbliżyć się do esencji wszechświata – miłości bezwarunkowej.

Ta miłość, która na najwyższym, najsubtelniejszym poziomie jest wszystkim, może być nazywana różnie: Bogiem. Przestrzenią. Źródłem. Świadomością. Światłem. Kosmiczną Siłą. Stworzycielem. Wyższą Jaźnią. Brahmanem. Jest jednocześnie wszystkim i niczym. Osobowa i bezosobowa. Nie ma dla niej ograniczenia czasu i przestrzeni, a wszystkie ścieżki ostatecznie prowadzą do niej. Istnieje wiele tekstów różnych dróg duchowych, które opisują tę miłość, jak i sposoby dojścia do niej.

Wróćmy teraz do Ciebie i Twojego otoczenia jako bezforemnych, jednokolorowych, „jednodźwiękowych”, o jednym zapachu, smaku i temperaturze. Przyjmijmy, że masz jednak świadomość – żebyśmy mogli umiejscowić Ciebie w centrum poznawania tej rzeczywistości, a także zmysły, odbierające rzeczywistość.

Tkwisz tak sobie w wiecznej błogości. Czujesz, że zawierasz w sobie całą tę miłość, która jest jednakowa dla wszystkiego, co Cię otacza. Cały czas (jesteś w wieczności). Jest przecudownie. Ale..

Przydałoby się jakieś urozmaicenie. Nie ma nazw i cech niczego, wszystko jest jednym dźwiękiem, jedną literą. Przydałaby się jakaś dynamika. Wprowadź drugi dźwięk – teraz mamy już dwa. Ohhh, jaka muzyka dla Twoich uszu!

Może dodamy jakiś kontrast kolorystyczny? Na razie wszystko jest białe. Najlepiej kontrastować będzie czarny – pojawiła się przed Tobą czarna kropka. Uff, jest w końcu na czym zawiesić oko. Czarna kropka rozrasta się na różne mazaje i kształty, robi się coraz ciekawiej. Obrazy przed Tobą zaczynają nabierać różnych „gęstości”, różnych form – bardziej lub mniej stałych. Stają się trójwymiarowe. Tak jak Twoje ciało. Możesz ich dotknąć! Poczuć! Coraz bardziej czujesz, że istniejesz, tak namacalnie.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-2401911/

Dociera do Ciebie jakiś przyjemny zapach..

Doceniasz ciało i narządy zmysłów, dzięki którym możesz doświadczać tej rzeczywistości. Widzieć. Słyszeć. Dotykać. Wąchać. Smakować…

Świat nabiera barw. Pojawia się coraz więcej kolorów, dźwięków, liter, słów, pojęć, kolejne formy, które jesteś w stanie nazwać i nadać im jakieś znaczenie. Krzesło może służyć do siedzenia, obok pojawił się stół z pysznym jedzeniem. Zasiadasz do jedzenia. Czujesz zapachy, smaki, konsystencję, temperaturę. Pojawiła się muzyka.

Tak, teraz czujesz, że żyjesz.

Potencjały zostały zrealizowane. Przeniosłeś krzesło trochę dalej. Czujesz przedmioty, możesz je wziąć do ręki, przestawiać, używać. Zauważyłeś, że w międzyczasie pojawiło się coś jeszcze – ruch. Zmiana. Czas. Rozwój tej bezkształtnej rzeczywistości w kierunku coraz większego określenia, różnorodności.

Obok Ciebie pojawia się osoba, którą kochasz. Może to być partner, rodzic, dziecko, przyjaciel. Czujesz coś nowego – życie, świadomą obecność tej osoby, jej ruch, energię, jakbyś czuł pulsowanie jej serca, jej oddech, a w spojrzeniu widział coś, czego nie widziałeś wcześniej w przedmiotach.

Zaczynasz odczuwać radość i miłość inną od tej odczuwanej wcześniej, tkwiąc w „nicości” – miłość do konkretnej osoby. Wcześniej już ją w sobie zawierałeś (bo ta pierwotna miłość zawiera w sobie wszystkie rodzaje miłości), ale teraz możesz lepiej ją zdefiniować, bo dotyczy kogoś konkretnego. W oczach ukochanej osoby widzisz miłość do Ciebie. Teraz wiesz, że i Ty jesteś kochany. Wcześniej byłeś miłością, teraz dodatkowo stajesz się jej „podmiotem” jako osoba kochająca i „przedmiotem” jako osoba kochana. Wszystko niby jest wciąż jedną esencją i miłością, ale następuje piękne rozróżnienie i dynamika. Jakże różne jest to od pierwotnego stanu – gdy tylko „byłeś” miłością nie różniącą się od wszystkiego wokół. Twoje doświadczanie miłości nabiera nowej głębi.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-1534506/

Teraz w końcu znalazłeś „odbicie” miłości, którą jesteś, w kimś innym. Miłości, którą czujesz Ty – jako indywidualna świadomość, czująca, myśląca, umiejscowiona tymczasowo w ciele. Potrafiąca ocenić rzeczywistość za pomocą zmysłów. Umiesz ocenić, czy wokół Ciebie jest duża różnorodność, czy mała. Czy widzisz jeden kolor, czy całą gamę barw. Czy słyszysz jeden dźwięk, czy całą melodię. Czy osoba, która stoi naprzeciwko Ciebie, jest Ci obojętna, czy bliska Twemu sercu.

Lubię obserwować swoje otoczenie przez pryzmat całej tej różnorodności. W jakim pięknym świecie żyjemy! Uwielbiam czuć. Podziwiać. Korzystać ze wszystkich zmysłów, by to doświadczenie było jak najpełniejsze. Tyle życia można poczuć wokół! Cała nasza rzeczywistość tętni życiem! Nieraz chciałabym zatrzymać jakąś chwilę, widok, wrażenie, uczucie, by cieszyć się nim przez długi czas, ale wszystko jest zmienne. Choć zmienność ofiaruje możliwość nowych doznań, wrażeń, doświadczeń.

A przywiązanie do zadowalania zmysłów jest jednym z głównych powodów przytrzymujących nas w powtarzającym się cyklu narodzin i śmierci.

Na początku mojej ścieżki duchowej myślałam, że rozwiązaniem na to jest wyrzeczenie się jak największej ilości bodźców i jak najspokojniejsze, pełne monotonii życie, idealnie z najmniejszym kontaktem ze zdobyczami cywilizacji, radościami życia doczesnego i pokusami. Przez pewien czas miałam potrzebę pozbycia się wszystkiego i wyprowadzki do lasu. Porzucić wszystko i być wolnym od jakichkolwiek przywiązań! Jest to piękne założenie, jeśli plan Twojej duszy zakłada, że będziesz ascetą. Idealnie w Indiach, bo tam będziesz za to szanowany, a nie traktowany jak nieodpowiedzialny bezdomny.

W moim przypadku chęć odrzucenia wszystkiego była inną, nieświadomą, formą przywiązania. Przywiązania do świata materii i zmysłów, nad którym pracuję od kilku lat, by móc równocześnie cieszyć się życiem w pełni, a jednocześnie czuć we wszystkim tę piękną esencję – miłość – Boga, który jest jednocześnie jednością wszystkiego, jak i całą tą potężną, cudowną różnorodnością.


Źródło zdjęcia tytułowego: Trang Doan z Pexels

1 Comment

Comments are closed.