(P)
Siedziałam przy biurku i słuchałam Bhagavad Gity (jednej ze świętych ksiąg hinduizmu) w sanskrycie, podziwiając alfabet sanskrycki wiszący przede mną na ścianie. Nic nie rozumiałam, ale z jakiegoś powodu przyciągały mnie te dźwięki i intonacja. Od pewnego czasu czułam silne zainteresowanie językiem tybetańskim, przyjemność sprawiała mi niezdarna nauka tego alfabetu. Potem zobaczyłam alfabet sanskrycki i zakochałam się w nim. Czułam go. Indie wzywały coraz mocniej.
Od dwóch lat praktykowałam buddyzm. Buddyjskie schronienie u duńskiego nauczyciela Buddyzmu Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu – Lamy Ole Nydahl, przyjęłam na jednym z kursów buddyjskich w Polsce, na który zabrała mnie koleżanka. Pojechałam tam z ciekawości, a wróciłam jako początkująca buddystka. Był to jeden z ważniejszych kroków na drodze poszukiwania siebie i sensu życia – w miarę rozwoju praktyki czułam, jak medytacje i poznawanie buddyjskiej filozofii zmieniają mnie wewnętrznie, otwierają na duchowość i rozwijają.
Niedługo przed pojawieniem się mojego zainteresowania językami orientalnymi, poczułam silną potrzebę wyjazdu do Indii na studia buddyzmu w ośrodku edukacyjnym naszej ścieżki, prowadzone przy samym Karmapie Thaye Dorje (zwierzchniku Karma Kagyu). Trzy lata duchowej praktyki, studiowania buddyjskich tekstów, funkcjonowania w tej pięknej energii. Zapytałam nieśmiało partnera – człowieka anioła, choć nie podzielającego mojego zainteresowania bezpośrednimi doznaniami duchowymi – czy wybrałby się ze mną do Indii. Pracował zdalnie, więc miejsce zamieszkania nie miało znaczenia dla jego pracy zawodowej. Uznał, że powinnam spróbować, a czas pokaże, co z tego wyjdzie. Napisałam wiec do Ośrodka w Delhi i czekałam na odpowiedź… W międzyczasie studiując teksty buddyjskie i słuchając pięknej intonacji sanskrytu.
Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-2702734/
Zainteresowanie Indiami nie było zupełną nowością w moim życiu. Pamiętam, jak w czasach późnej szkoły podstawowej i liceum, uwielbiałam chodzić do sklepów indyjskich, czuć ten klimat i zapachy palonych tam kadzidełek, nosić długie spódnice i luźne stroje. W pokoju miałam grube, czerwono-złote zasłony oraz wiele ozdób nawiązujących do orientu – w tym wiszące słoniki i różnego rodzaju dzwoneczki. Często paliły się u mnie świeczki i kadzidełka, zostawiając na obrusach resztki wosku i dziurki od popiołu spalonych kadzidełek, ku niezadowoleniu mojej mamy ;). Kiedy tylko było to możliwe, siadałam po turecku na podłodze, czytając, ucząc się czy wykonując inne czynności.
Potem przyszło „poważne życie”, obowiązki, wybory, praca. Klimat indyjski poszedł w zapomnienie.
Do czasu…
Buddyzm był ukojeniem dla mojej obolałej duszy. W końcu znalazłam swoją drogę i odpowiedzi na wiele pytań. Pochodzę z kultury chrześcijańskiej (choć z domu osób niepraktykujących), znajomi i rodzina nie rozumieli mego zainteresowania i zaangażowania w praktykę. Odczuwałam jednak tyle satysfakcji, że nie przeszkadzało mi to w podążaniu tą piękną drogą, a oświecenie dla dobra wszystkich żyjących istot i uwolnienie się z więzów samsary (cyklu ponownych narodzin i śmierci) uznałam jako swój cel ostateczny – jeśli nie w tym wcieleniu, to tak szybko, jak to możliwe (ASAP) ;).
Pewnego dnia, w okresie mego rosnącego zainteresowania duchowością Wschodu, zadzwoniła do mnie koleżanka – osoba wysoce uduchowiona, ze zdolnością widzenia energetyki ludzi, wglądem w poprzednie wcielenia i szerokimi znajomościami z podobnymi osobami w różnych częściach Ziemi. Uznała, że duchowości najszybciej nauczę się „w praktyce” i że może mnie poznać ze znajomym krija joginem z Indii (krija joga to jedna z odmian jogi – technika medytacji, której celem jest oczyszczenie umysłu i osiągnięcie stanu nadświadomości), który pomaga ludziom, prowadzi kursy Vipassany (jednej z najstarszych indyjskich technik medytacyjnych) oraz czasami udziela indywidualnych lekcji duchowości, nie pobierając za to żadnych opłat. Jego ojciec i dziadek byli również krija joginami i odżywiali się pranicznie (energią życiową).
Zabrzmiało to wyjątkowo dziwnie, więc odmówiłam. Nie interesowała mnie jakaś nieznana mi krija joga. Miałam już swoją ścieżkę i nauczyciela. Koleżanka podczas rozmowy powtórzyła propozycję odnośnie tego człowieka z Indii i stwierdziła, że chętnie nas skontaktuje. Pomyślałam, że właściwie pracuję nad brakiem przywiązania do czegokolwiek – może więc trzymanie się buddyzmu to też forma przywiązania, z którym muszę pracować?
Ostatecznie zgodziłam się na kontakt i czekałam.
Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-2702734/
Pewnego dnia (a było to w marcu 4 lata temu) otrzymałam w podobnym czasie dwie wiadomości – odpowiedź z Ośrodka Buddyjskiego w Delhi, że chwilowo zmuszeni są wstrzymać studia buddyjskie, a także wiadomość od Rama (krija jogina z Indii), że dostał od znajomej informację o moim zainteresowaniu nauką duchowości.
Potraktowałam to jako znak od przestrzeni, w którym kierunku mam podążać.
I tak zaczęła się nasza wspólna podróż, która poskutkowała w moim życiu zmianą miejsca zamieszkania, pracy, rozpadem kilkuletniego harmonijnego związku, a także zmianą podejścia do życia.