Od czego zacząć zmianę świata?

(P)

Od dzieciństwa miałam silną potrzebę pomocy innym. Na podwórko wynosiłam koc pełen zabawek, żeby nikomu nie zabrakło w trakcie zabawy.

W okresie nastoletnim zaangażowałam się w różne wolontariaty, co kontynuowałam przez następne kilkanaście lat. Pomoc miała różne formy. Pomagałam na festiwalach dla osób niepełnosprawnych, uczestniczyłam w zajęciach muzycznych i plastycznych dla niepełnosprawnych dzieci, uczestniczyłam w  projektach dla osób z chorobami psychicznymi.

Zbierałam do puszki datki dla dzieci, jak również dla zwierząt ze schroniska. Przez kilkanaście lat odwiedzałam małżeństwo w domu opieki społecznej (obydwoje opuścili już swoje ciała) – pani niepełnosprawna fizycznie, „przykuta” do wózka, pan z chorobą – epilepsją, pod wpływem silnych leków. Ona była ich głową, on ciałem, a ich jeden pokój całym ich światem. Piękna boska harmonia w tak trudnym wcieleniu.

Przez wiele lat poznawałam równocześnie dwa światy – z jednej strony świat osób na różny sposób „pokrzywdzonych” przez życie, a z drugiej świat biznesu, wyzwań, kariery, pieniędzy i władzy. Czułam rosnące rozwarstwienie i niesprawiedliwość. Zarabiałam dobre pieniądze, realizowałam się zawodowo, a jednocześnie moje serce ciągnęło do czegoś innego. Do poświęcenia się pomocy innym.

Po 9 latach zrezygnowałam więc z posady w biznesie i znalazłam pracę w sektorze pozarządowym, decydując się na pensję 6-krotnie niższą i przeprowadzając się 600 km od dotychczasowego miejsca zamieszkania. To było szaleństwo i wyzwanie dla mojego ego, dotychczasowych przekonań i portfela 😉

Nowa praca nie spełniła moich oczekiwań – dalej nie zmieniałam świata, a na mojej drodze spotykałam często po prostu inne odsłony ego – bardziej „społeczne”. Zrezygnowałam więc i z tego stanowiska, zaangażowałam się w kolejny wolontariat, założyłyśmy z koleżanką własną fundację, zaczęłyśmy realizować naszą misję, a także spotykać się z centrami organizacji pozarządowych i szukać pola do współpracy. Tu spotkałam kolejne odsłony ego, kolejne zawody i kolejne trudności w zmianie świata na lepsze. Zaczęłyśmy proces zamykania fundacji.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-1514218/

Moje poszukiwania trwały. Z jednej strony miałam doświadczenie w różnych wolontariatach i sektorze pozarządowym, z drugiej – umiejętności organizacyjne i z zakresu zarządzania projektami w biznesie. Miałam tytuł licencjata z administracji gospodarczej, dwa dyplomy magisterskie z zarządzania i marketingu oraz ekonomii, dwa dyplomy ze studiów podyplomowych z zarządzania projektami oraz „Global development – rozwój w dobie globalizacji”. Takie doświadczenie i wykształcenie zobowiązuje, żeby dzielić się wiedzą z innymi i czynić świat lepszym!

Jeszcze podczas pracy w biznesie, zaczęłam studia doktoranckie o profilu ekonomiczno – społecznym. Szukałam płaszczyzny do polepszenia bytu ubogich i innych pokrzywdzonych przez los z poziomu bardziej „systemowego”. Obszar zainteresowań naukowych zmieniałam dwa razy – od ekonomii społecznej, przez ekonomię rozwoju, po waluty alternatywne. Zgłębiając każdy temat odkrywałam, że przeważnie chodzi o coś innego niż brak znajomości możliwych rozwiązań problemów – o interesy określonych grup, politykę, duże pieniądze. Istnieje dużo wartościowych projektów i organizacji, ale ciężko przebić im się na szerszy obszar działania przez kapitalistyczną, „quasi-wolnorynkową” zaporę. Ostatecznie, po 3 latach studiów, zrezygnowałam, uznając, że nie odnajdę tam tego, czego szukałam.

Byłam zawiedziona. Gdzie idealizm? Dobroć? Sprawiedliwość? Gdzie silni, mądrzy, dobrzy ludzie, gotowi poświęcić swoje życie dla dobra innych?

Moje doświadczenia wówczas wskazywały, że tacy ludzie nie istnieją, choć z perspektywy czasu wiem, że po prostu byłam wypychana na inną drogę.

Zaczęłam poważnie zastanawiać się, co ze mną jest nie tak. Gdzie popełniam błąd w rozumowaniu? Pamiętam rozmowy z mamą, która była zaniepokojona moimi poszukiwaniami, porzuceniem dobrej, stabilnej posady i ciągłymi zmianami. Pewnego dnia powiedziała: „Córciu, cały czas szukasz. A co, jeśli nie znajdziesz tego, o co Ci chodzi? Świat jest po prostu tak skonstruowany”. Odpowiedziałam jej, że najwyżej będę szukać przez całe życie, ale nie mam wewnętrznej zgody na życie wbrew sobie i moim wartościom.

Stałam się mocno antysystemowa. Nie znosiłam kapitalizmu, instytucji systemu finansowego, banków, koncernów farmaceutycznych. Mediów, rządów wspierających ustrój kapitalistyczny, korporacji transnarodowych i innych wielkich biznesów, małych przedsiębiorców wykorzystujących pracowników na umowach „śmieciowych”. Osób nie szanujących środowiska, firm technologicznych, elit sterujących wszystkim dla swoich interesów. Osób krzywdzących kobiety i dzieci, zdradzających mężów, manipulantów energetycznych. Morderców, oszustów i złodziei. Pracoholików i egocentryków.

W końcu odkryłam swego prawdziwego wroga – samą siebie.

Zaczęłam zastanawiać się, jak osoba tak negatywnie nastawiona do świata i wielu grup ludzi, może szerzyć dobro. W okresie, gdy pojawiły się tego rodzaju przemyślenia, zaczęłam też praktykę buddyzmu, co harmonizowało mnie energetycznie na jakiś czas, uspokajało umysł i dawało szerszy pogląd. Znałam już różne metody pracy ze swoją energią, programami, emocjami, starałam się więc swoją uwagę i determinację poświęcić na zmianę siebie. Wewnętrzny chaos i cierpienie były wciąż duże, ale coraz bardziej do zniesienia.

Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/images/id-5618238/

Zaczęła się moja droga „do środka”. Wszystko jest energią, nie możemy dać komuś tego, czego sami nie mamy w sobie. Nie możesz dzielić się z innymi miłością, której sam nie masz. A im silniejszą i piękniejszą energią emanujesz, tym więcej otwartych osób może na tym skorzystać.

Odpowiedzialność za siebie i swój stan wewnętrzny to też odpowiedzialność za innych, na których wpływamy. Pytanie, czy wysiłki energetyczne skierujesz na rozwój ego, czy odkrycie swojej prawdziwej natury, o wiele szerszej niż ego, pełnej miłości i współczucia dla innych.


Źródło zdjęcia tytułowego: https://pixabay.com/images/id-792920/